Darmowe porady prawne dla „frankowiczów”
Po opublikowaniu wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie C-260/18, temat „frankowiczów” zdominował niemal wszystkie krajowe media. Mimo tego, pojawiające się komentarze często są sprzeczne i niejednoznaczne, nie pozwalając na precyzyjną ocenę, jakie roszczenia przysługują kredytobiorcom. Nie jest też jasne, czy ogłoszony wyrok dotyczy każdej umowy powiązanej z obcą walutą, oraz jakie konsekwencje niesie ze sobą ustalenie, że zapisy umowne są nieuczciwe.
Dlatego też rozpoczynam akcję darmowych porad prawnych dla wszystkich osób posiadających kredyt indeksowany do waluty obcej lub w niej denominowany. Nieodpłatnie przeanalizuję umowę, przedstawię możliwe kroki prawne, określę wysokość przysługującego roszczenia oraz dokładnie poinformuję o skali ryzyka wiążącego się z wytoczeniem powództwa.
Zachęcam do kontaktu pod adresem mailowym kancelaria@adwokatrusinski.pl
Adw. Mikołaj Rusiński
#adwokat #franki #kredyt #frankowy #prawnik #torun #tsue #frankowicze adwokat toruń
Czytaj dalejDo jakiego sądu skierować sprawę przeciw bankowi, czyli właściwość miejscowa i rzeczowa
Jedno z najczęstszych pytań zadawanych przez osoby zamierzające pozwać bank dotyczy kwestii określenia sądu właściwego do rozpoznania sprawy. Nic w tym dziwnego, ponieważ wybór danego sądu może mieć istotne przełożenie na czas dojazdu, poniesione przez koszty a nawet sposób rozpoznania sprawy.
Na samym początku ustalenia wymagają przede wszystkim dwie kwestie – właściwość miejscowa i rzeczowa.
Właściwość miejscowa polega na podziale spraw ze względu na terytorialny zakres działalności sądu. Podstawową zasadą, zgodnie z art 27 § 1 k.p.c., jest ogólna właściwość miejsca zamieszkania lub siedziby pozwanego. W sprawach przeciwko bankom wiąże się to z koniecznością wytoczenia powództwa w miejscu ich głównej siedziby, czyli najczęściej w Warszawie.
Zasada ta podlega jednak wyjątkom, zgodnie z tzw. właściwością przemienną. Najczęściej przywoływanym w sprawach frankowych jest art. 33 k.p.c., w myśl którego powództwo o roszczenie majątkowe przeciwko przedsiębiorcy można wytoczyć przed sąd, w którego okręgu znajduje się oddział, jeżeli roszczenie pozostaje w związku z działalnością tego oddziału.
Co to oznacza w praktyce? Przykładowo, jeżeli umowa została zawarta w gdańskim oddziale banku, a jego siedziba główna znajduje się w Warszawie, to do konsumenta należy wybór jednego z tych sądów jako właściwego. Wybór sądu blisko miejsca zamieszkania może pozwolić zaoszczędzić czas i koszt podróży, a często też rozpoznać sprawę w krótszym terminie. Warto też zwrócić uwagę na dotychczasową linię orzeczniczą danego sądu, gdyż sama ocena prawna tzw. kredytów frankowych różni się na terenie całego kraju.
Właściwość rzeczowa dotyczy podziału spraw między sądy różnego rodzaju rozpoznające sprawy w I instancji. Jeżeli już określimy miasto, w którym rozpoznana zostanie sprawa, musimy sprawdzić, czy właściwym będzie Sąd Okręgowy czy Rejonowy.
Głównym kryterium w tym wypadku jest wartość przedmiotu sporu (wps). Jeżeli nasze roszczenie przewyższa kwotę 75 000 zł, to już w I instancji właściwym będzie Sąd Okręgowy. W wypadku, gdy dochodzimy niższej kwoty, naszą sprawę rozpozna najpierw Sąd Rejonowy. Precyzyjne określenie wartości przedmiotu sporu nie jest zadaniem łatwym i zależy od zakresu naszego powództwa. Zupełnie inaczej kształtuje się bowiem wps w przypadku dochodzenia zwrotu nadpłaty kredytu za okres dwóch lat, a inaczej w razie żądania ustalenia nieważności całej umowy.
Należy też pamiętać, że w niektórych umowach może być zawarta tzw. klauzula prorogacyjna, czyli postanowienie stron o oddaniu wszelkich sporów wynikających z umowy wybranemu sądowi. Warto dokładnie przejrzeć każdą umowę pod kątem takiego zapisu, znajdującego się najczęściej w postanowieniach końcowych. Na szczęście dla konsumentów poddanie sporu pomiędzy przedsiębiorcą a konsumentem sądowi właściwemu ze względu na siedzibę przedsiębiorcy jest klauzulą niedozwoloną (wyrok Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z dnia 18 października 2004 roku, sygn. akt XVII Amc 101/03).
Samo złożenie pozwu w wybranym sądzie nie oznacza jeszcze, że to on rozpozna naszą sprawę. Zarówno bowiem sędzia jak i druga strona mogą zakwestionować prawidłowość wskazania sądu. W niemal każdej sprawie frankowej skierowanej do sądu innego niż właściwego dla siedziby banku podnoszony jest bowiem zarzut niewłaściwości. W kilku z prowadzonych przeze mnie sprawach pełnomocnik pozwanego wskazał, że bank nie posiadał oddziału w Toruniu, lecz tylko placówkę, a tym samym sprawa powinna trafić do Warszawy.
Na szczęście w razie podniesienia takiego zarzutu nie pozostajemy bez szans. Podkreślenia wymaga, że w art. 33 k.p.c. chodzi o pojęcie oddziału w rozumieniu funkcjonalnym, czyli samodzielnej placówki, w której można załatwić wszystkie czynności związane z zawarciem kredytu. Warto odwołać się do fragmentu postanowienia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z dnia 28 kwietnia 2016 r., sygn. II Cz 654/16:
W treści umowy kredytowej z dnia 31 sierpnia 2009 r. zawarto oświadczenie, iż umowa ta została zawarta w „lokalu przedsiębiorstwa w Szczecinie”. Okoliczność ta jest, w ocenie Sądu odwoławczego, wystarczająca do uznania, iż zaistniała w sprawie sytuacja, w której powódka uzyskała uprawnienie do wytoczenia powództwa przed sądem wskazanym art. 33 k.p.c.,
Oczywistym jest, że inne rozumienie tego przepisu pozbawiłoby konsumentów możliwości dochodzenia swoich praw przed sądem miejsca zawarcia umowy i powodowałoby w większości przypadków konieczność kierowania sprawy do Warszawy. Sąd Rejonowy w Toruniu dotychczas każdorazowo przychylał się do takiej argumentacji i żaden ze złożonych pozwów frankowych nie został przekazany do innego sądu.
(Stan prawny aktualny na 7 stycznia 2019 r.)
Czytaj dalejCzy nowe terminy przedawnienia są korzystne dla konsumentów?
W trakcie obecnego posiedzenia Sejmu posłowie zajmują się rządowym projektem zmian w kodeksie cywilnym i niektórych innych ustawach. Nowelizacja ta obejmuje przepisy o przedawnieniu roszczeń i dotyczy przede wszystkim skrócenia podstawowego terminu przedawnienia z obecnych 10 do 6 lat.
Projekt ten zapowiadany jest jako prokonsumencki, jednak czy rzeczywiście tak jest?
CO SIĘ NIE ZMIENIA
Wbrew hucznym zapowiedziom Ministerstwa Sprawiedliwości, nie wprowadzono zasady uwzględniania przedawnienia przez sąd z urzędu. Oznacza to, że tak jak do tej pory, to na stronach postępowania spoczywać będzie ciężar zgłoszenia zarzutu przedawnienia. Ponadto, projekt nie przewiduje zmian w zasadach przerywania i zawieszania terminu przedawnienia.
6 LAT ZAMIAST 10
Najistotniejszą zmianą wynikającą z projektu jest skrócenie podstawowego terminu przedawnienia z 10 do 6 lat. Jak wskazano w uzasadnieniu projektu, termin 6 letni przyczyni się do zwiększenia stabilności stosunków prawnych i będzie jednocześnie terminem wystarczającym na podjęcie przez uprawnionego czynności w celu dochodzenia roszczenia. Podkreślono również, że zmiana terminu ma wymusić większą aktywność wierzycieli w dochodzeniu swoich roszczeń. Nowy termin będzie miał zastosowanie do roszczeń niezwiązanych z działalnością gospodarczą, a także do roszczeń stwierdzonych prawomocnym orzeczeniem sądu.
UWZGLĘDNIANIE PRZEDAWNIENIA WOBEC KONSUMENTÓW W WYJĄTKOWYCH OKOLICZNOŚCIACH
Nowy art. 117 § 2(1) k.c. stanowi, że po upływie terminu przedawnienia nie można domagać się zaspokojenia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi. Regulacja ta, paradoksalnie, działa na niekorzyść konsumentów, gdyż ustawodawca od razu wprowadza wyjątki od tej zasady. Do tej pory bowiem i tak sądy nie uwzględniały przedawnionych roszczeń, zwłaszcza wobec konsumentów, a odmienne sytuacje stanowiły margines. Tymczasem Art. 117(1) § 1 k.c. wskazuje, że w wyjątkowych przypadkach sąd może, po rozważeniu interesów obu stron, nie uwzględnić upływu terminu przedawnienia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi, jeżeli wymagają tego względy słuszności. Jest to niejako sugerowanie sądowi, aby każdorazowo dokładnie przyjrzał się zgłoszonemu przez konsumenta zarzutowi przedawnienia. Tym samym wprowadzenie teoretycznie prokonsumenckiej zmiany może odnieść odwrotne skutki.
PRZEDAWNIENIE LICZONE KALENDARZOWO
Jakkolwiek projekt pozostawia trzyletni okres przedawnienia dla roszczeń okresowych oraz związanych z działalnością gospodarczą, to wprowadzony sposób obliczania terminów prowadzi de facto do ich wydłużenia. Zgodnie z nowym brzmieniem art. 118 k.c, koniec terminu przedawnienia przypada na ostatni dzień roku kalendarzowego. Tym samym roszczenia przedsiębiorców, wymagalne w czerwcu, przedawniać się będą z upływem 3,5 lat, a wymagalne w styczniu – niemal 4 lat. Ponadto, wejście tych przepisów życie może prowadzić do sytuacji, w której wierzyciele będą corocznie bombardowali sądy pozwami w okresie noworocznym w celu uniknięcia przedawnienia. Może to negatywnie wpłynąć na szybkość rozpoznawania spraw.
FRANKOWICZE MUSZĄ UWAŻAĆ
Skrócenie terminów przedawnienia może zwłaszcza dotknąć osoby, które zamierzają pozwać bank w związku z kredytami indeksowanymi do franka szwajcarskiego. Nowy, sześcioletni termin oznacza, że wszystkie raty kapitałowo-odsetkowe płacone od momentu wejścia w życie ustawy będą przedawniały się szybciej. Warto zatem wystąpić już teraz z powództwem, co pozwoli na zastosowanie dotychczasowych przepisów o przedawnieniu.
Podsumowując, omawiany projekt trudno uznać za rzeczywiście prokonsumencki. Ustawodawca zrezygnował z wprowadzenia najbardziej oczekiwanej zmiany, czyli uwzględniania przedawnienia przez sąd z urzędu każdej sprawie. Pomogłoby to wielu osobom występującym w procesie bez profesjonalnego pełnomocnika, które ze względu na brak wiedzy prawniczej nie wiedzą nawet o konieczności podniesienia zarzutu przedawnienia. Nowelizacja nie rozwiąże też problemów osób nękanych przez podmioty skupujące przedawnione wierzytelności. Co więcej, w niektórych przypadkach może wpłynąć negatywnie na interes konsumentów, zwłaszcza w przypadku powództw dotyczących kredytów powiązanych z obcą walutą.
Czytaj dalejKurs bankowy, czyli jaki? Wygrać z bankiem i frankiem cz. II
W kolejnym wpisie z serii poświęconej kredytom „frankowym” przyjrzę się mechanizmom, jakie stosowały banki przy przeliczaniu walut. Jak wskazałem wcześniej, rzeczywisty obrót w ramach tych kredytów odbywał się wyłącznie w złotych. Bank wypłacał pieniądze w polskiej walucie, w taki sam sposób konsument spłacał ten kredyt. Mimo to, każdorazowa kwota określana była… we frankach szwajcarskich! W jaki sposób bank wyliczał należność w złotych?
Zgodnie z treścią większości umów, franki przeliczane były po wewnętrznym kursie bankowym. Tym samym to od pracowników banku zależało, w jaki sposób kurs ten będzie powiązany z kursem międzybankowym czy kursem NBP. Jak okazało się w praktyce, kurs bankowy potrafił odbiegać od kursu NBP o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt groszy!.
Dla lepszego zilustrowania tej sytuacji powołam się na przykład z sierpnia 2011 r., kiedy wartość franka gwałtownie wzrosła. Oto zestawienie kursów stosowanych przez jeden z banków oraz kursu NBP:
Jeżeli miesięczna rata wynosiła 300 franków, a kurs był obliczany w czwartek, to klient musiał zapłacić 1275 zł. W wypadku obowiązywania kursu NBP do zapłaty byłoby jedynie 1185 zł. Różnica to niemal 100 zł, przy stosunkowo niewielkiej racie, na przestrzeni jednego miesiąca!
Jaki wniosek płynie z tego ? Bank w trakcie obowiązywania umowy kredytu zarabiał nie tylko na oprocentowaniu, nie tylko na wzroście wartości franka, ale też na zawyżaniu wysokości kolejnych rat poprzez stosowanie ustalonego wewnętrznie kursu.
Rozwiązania dotyczące przeliczania walut przez mBank i Millenium Bank zostały uznane przez sądy za naruszające interesy konsumentów i wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych. Analogiczne postanowienia umowne zawarte były też w umowach kredytowych proponowanych przez inne banki. Pomimo tego, większość z tych umów wciąż obowiązuje, a nadpłacone raty nie zostały klientom zwrócone..
Sprzeczność z prawem klauzul indeksacyjnych, czyli mechanizmu przeliczania franków na złote, to główny zarzut w pozwach przeciwko bankom. Jak wskazał Sąd Okręgowy w Toruniu,
Skoro bank może wybrać dowolne i niepoddające się weryfikacji kryteria ustalania kursów kupna i sprzedaży walut obcych, stanowiących narzędzie indeksacji kredytu i rat jego spłaty, wpływając na wysokość własnych korzyści finansowych i generując dla kredytobiorcy dodatkowe i nieprzewidywalne co do wysokości koszty kredytu, klauzule te rażąco naruszają zasadę równowagi kontraktowej stron na niekorzyść konsumentów, a także dobre obyczaje(…)
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden zabieg stosowany przez banki. Stosowały on dwa wewnętrzne kursy, kupna i sprzedaży, obowiązujące w zależności od interesu. Wypłacając kredyt (oczywiście w złotych!), stosowano kurs kupna, by kwota była jak najniższa. Natomiast każda spłata raty odbywała się po wewnętrznym kursie sprzedaży, co miało zmaksymalizować zyski. Prowadziło to do sytuacji, że już w dniu wypłaty kredytu sam kapitał podlegając spłacie był większy niż rzeczywiście wypłacone środki, gdyż kwoty te przeliczano po dwóch różnych kursach!
Na szczęście dla konsumentów, coraz więcej sądów dostrzega wadliwość stosowanych przez banki rozwiązań. Jednoznacznie krytycznie ocenia je też Prezes UOKiK, mający możliwość wyrażenia istotnego poglądu w każdej sprawie. Przyjęcie, że klauzule indeksacyjne nie wiążą konsumentów, może rodzić dwojakie skutki – albo potraktowanie kredytu jako wyłącznie złotówkowego, albo stwierdzenie nieważności całej umowy.
Szczegóły dotyczące możliwych rozstrzygnięć sądu w sprawach frankowych będą przedmiotem rozważania w kolejnym wpisie.
Czytaj dalejRola adwokata w postępowaniu rozwodowym
Dzisiejszy wpis został zainspirowany taką oto zapowiedzią pewnego programu telewizyjnego:
Początkowo zareagowałem oburzeniem. Po chwili jednak zadałem sobie pytanie – ile osób tak myśli? Czy naprawdę w oczach społeczeństwa jesteśmy tylko kosztowną koniecznością, usługodawcą żerującym na cudzym nieszczęściu? Jeżeli chociaż u części osób panuje taka opinia, to poniżej postaram się przybliżyć, czym naprawdę jest dla adwokata postępowanie rozwodowe.
Najpierw umawiamy się na spotkanie, nigdy do końca nie wiedząc, co nas czeka. Pewne jest tylko jedno – przychodzi do nas osoba niosąca ogromny bagaż. Bo rozwód to niewyobrażalna dawka emocji. To zawsze zawiedzione nadzieje, rozczarowanie, ból, czasami też nienawiść i agresja. Pierwsza rozmowa trwa do kilku godzin, w trakcie których człowiek otwiera się przed nami jak nigdy wcześniej. Skrupulatnie zapisujemy stronę za stroną, zwracamy uwagę na każdy detal, bo może okazać się kluczowy. Widzimy załzawione oczy w trakcie opowiadania o dzieciach czy wspólnych wakacjach sprzed lat. Nie sposób być obojętnym wobec tego. Nie jest to prosta sprawa, o której szybko się zapomina. Po takiej rozmowie człowiek wraca do domu, ale myślami wciąż jest przy dwojgu rozwodzących się ludziach.
Adwokat w trakcie rozwodu w równym stopniu musi być prawnikiem jak i psychologiem. Musi umieć wysłuchać, zrozumieć, poradzić. Osoba przychodząca po pomoc prawną pokłada w nas tyle nadziei i tak nas potrzebuje, że nie możemy jej zawieść. Adwokat ma dawać poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest w dobrych rękach, a to wymaga 100% zaangażowania, wiedzy i profesjonalizmu.
Naszą rolą jest przede wszystkim przeprowadzenie drugiej osoby przez jeden z najgorszych i najtrudniejszych okresów w jej życiu. Klient potrzebuje podpowiedzi, kiedy odpuścić, a kiedy mocniej walczyć o swoje. Bo rozwód to także sztuka mądrych kompromisów.
Sprawa może toczyć się przez kilka lat. Dwie instancje. Wiele rozpraw. Do każdej przygotowujemy się, analizujemy, przewidujemy ruch drugiej strony. Pisząc kolejne pisma procesowe wczuwamy się w sytuację naszego klienta i z determinacją bronimy jego racji. Ale sprawa rozwodowa to znacznie więcej. To pełne bezradności telefony w weekend, że małżonek nie chce wydać dziecka. To odsłuchiwanie godzin nagrań, w trakcie których jeszcze niedawno kochające się osoby wzajemnie się wyzywają. To wreszcie negocjacje z pełnomocnikiem drugiej strony o każdy detal dotyczący kontaktów z dzieckiem. Kto i o której odbiera synka? Weekendowe widzenia w piątek od 18 czy 18:30? Przy zdecydowanym stanowisku stron różnica pół godziny potrafi być kluczowa i na długi czas zatamować dalsze rozmowy.
Co jest najważniejszym celem postępowania rozwodowego? Pozwolić człowiekowi ruszyć do przodu. Zamknąć jakiś bolesny rozdział i otworzyć nowy, lepszy, spokojniejszy. Czasami adwokat musi hamować stronę. Niektórym, pod wpływem silnych emocji, zdaje się, że celem nie jest już samo rozwiązanie małżeństwa, ale jakieś pogrążenie drugiej osoby, udowodnienie wyższości. Nie tędy droga. Nawet mając oczywistą rację, obieranie taktyki spalonej ziemi nigdy nie jest dobrym wyjściem. Oczywiście możemy to tłumaczyć klientowi, ale nigdy nic nie narzucamy. Najczęściej jednak takie osoby po piątej czy szóstej rozprawie dochodzą do wniosku, że może już wystarczy. Bo same są tak przesiąknięte negatywnymi emocjami, że już sobie z tym nie radzą. Adwokat musi umieć pokazać szerszą perspektywę.
Rozwód to zło konieczne, kiedy dwoje ludzie nie potrafi już ze sobą żyć. Adwokaci w mniejszym lub większym stopniu przeżywają każdą taką sprawę. Gdzieś z tyłu głowy cały czas jest ta skrzywdzona osoba, to smutne dziecko, to fatalne rozczarowanie. Naszą rolą jest pomóc drugiej osobie i bronić jej interesu.
Ale wierzcie mi, nikt z nas nikogo nie nakłania do rozwodów.
Czytaj dalejKredyt frankowy czy „frankowy”? Wygrać z bankiem i frankiem, cz. I
Problem kredytów powiązanych z walutą szwajcarską dotyczy setek tysięcy Polaków. Z jednej strony przedstawiciele banków zapewniają, że umowy są zgodne z prawem, a klient był świadomy co podpisuje i na jakie ryzyko się naraża. Z drugiej strony sytuacja, w której pomimo regularnego spłacania kredytu po 10 latach wciąż pozostaje do oddania bankowi więcej niż wynosił wypłacony kapitał, budzić może co najmniej zdziwienie…
Mój pierwszy wpis na blogu, będący zarazem początkiem serii wygrać z bankiem i frankiem, jest dobrą okazją do przedstawienia podstawowych informacji na temat tzw. „kredytów frankowych”.
Skąd ten cudzysłów? Otóż frankowicze to w większości osoby, które… otrzymały kredyt i spłacały go wyłącznie w polskiej walucie! Bank przelewał na konto kredytobiorcy pewną kwotę wyrażoną w PLN, tak samo każdorazowa spłata kapitału i odsetek odbywała się w złotówkach. Frank stanowił tutaj jedynie pewien odnośnik, pozwalający określić kwoty podlegającej spłacie w złotych. Stąd też w treści umów nie mówi się o kredycie walutowym, a jedynie o kredycie indeksowanym do waluty obcej. Oczywiście takim miernikiem zamiast franka równie dobrze mógł być kurs złota albo nawet cena zboża na giełdzie rolnej. Oznacza to, że tak naprawdę Bank nie musiał nawet kupować franków do obsługi tego kredytu, skoro cały obrót odbywał się w polskiej walucie! Stąd można mówić o pozornej frankowości tego rodzaju produktów bankowych.
Co więcej, kredyty te masowo proponowane były w latach 2004 – 2008, a zatem w okresie od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej do gwałtownego spadku kursu złotego. Na fali entuzjazmu i wiary w nieustającą koniunkturę przedstawiano konsumentom produkt o nierównomiernym rozłożeniu ryzyka. Oferowano kredyt powiązany z walutą obcą w momencie, gdy frank był rekordowo słaby wobec złotego i jedynie kwestią czasu było gwałtowne odbicie się w drugą stronę. Banki doskonale wiedziały też, że dalsze umacnianie się złotego w dłuższej perspektywie jest niemożliwe. Pozostało im zatem tylko czekać…
Niejednokrotnie spotkałem się ze stanowiskiem, zgodnie z którymi „frankowicze” są sami sobie winni, bo dobrowolnie zdecydowali się na ryzykowny produkt. Najczęściej jednak mija się to z prawdą. We wskazanym wyżej okresie banki często sztucznie zawyżały zdolność kredytową w złotych, tak żeby zachęcić konsumentów do wybrania innego produktu. Nawet dobrze zarabiające osoby nagle traciły możliwość wybrania kredytu w polskiej walucie i jedynym sposobem uzyskania pieniędzy potrzebnych na zakup działki czy mieszkania był właśnie kredyt indeksowany do waluty obcej. Równocześnie podkreślano bezpieczeństwo takich kredytów, wspominając o franku jako najbezpieczniejszej walucie świata oraz o wspaniałych perspektywach gospodarczych. Nie muszę dodawać, że żaden z banków nie przedstawiał klientom wykresów z symulacją dalszych wahań kursowych, zamieszczając równocześnie w treści umowy wprowadzające w błąd wyliczenie szacunkowego kosztu kredytu.
Oczywiście najistotniejsze w kredytach „frankowych” są tzw. klauzule indeksacyjne, czyli mechanizmy przeliczania franków na złote i odwrotnie. Dzięki nim bank mógł ustalić kurs franka w oderwaniu od średnich kursów, co znacznie zwiększało obciążenia kredytobiorców. To właśnie treść tych klauzul jest głównym orężem w walce z bankami i to na ich podstawie niektóre sądy unieważniały nawet całe umowy! Ale o tym już w części drugiej…
Czytaj dalej